|
 |
|
www.ziemia obiecana.pl.tl |
|
|
|
|
|
 |
|
Indyki na kacu |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
"Indyki na kacu"
Odkąd sięgam pamięcią, w naszym gospodarstwie wiecznie coś się remontowało, przerabiało, budowało.Moja pamięć ma odnotowane obrazy gruzu ze starych cegieł, soszynowych ociepleń zrzucanych z sufitu i zapach wapiennego prochu, wypełniajacego remontowane pomieszczenia.Wyraźnie zapamiętałam widok ugwieżdżonego nieba, kiedy podnisło się oczy stojąc w pomieszczeniu co kiedyś było kuchnią i co po remoncie miało zostać kuchnią.Brud, gruz, proch towarzyszyły nam przez długi okres czasu zanim ojciec doprowadził dom i gospodarkę do poziomu z którego mógł być dumny.Nie były to łatwe czasy dla rolników prywatnych.Okres ten zaznaczony został w historii jako rozkwit gospodarki spółdzielczej, która wchłaniała co słabszych rolników i połykała ich posiadłości ziemskie. Nie było łatwo gospodarzyć. Jednak moja babka nie uległa namowom i nie poddała się, choć była wdową wychowujacą czwórkę dzieci.Mocna i stanowcza to byla kobieta.Dziadka nigdy nie znałam bo zginął podczas wojny. Wiem tylko coś o Nim z niepełnych opowiadań mojej babci i ojca. Śmiem przypuszczać, że wszystkie cechy moich dziadków skumulowały się w moim ojcu.Zawzięty i nerwowy jest z niego człowiek. Uparty, o cholerycznym usposobieniu.Jednak chyba tacy ludzie potrafili zrobić wiele w tak trudnych czasach.Mogę teraz z całym przekonaniem powiedzieć, że młotek i kielnia były jego hobby.Jednak potrzebował pomocników znających muraski fach i umiejących zrobić "coś z niczego".
Wielu ich było ale tych dwoje umiało się świetnie dogadać z moim ojcem. Był to ujec /wujek/ Jozef i "Koperita" rodem z naszej miejscowości. Łączyło ich wiele rzeczy, znajomość murarskiego fachu, wesoły charakter i jeszcze osobliwe umiłowanie mocniejszych trunków z brakiem umiejętności odmowy ich spożywania. Pomimo tych wielu zalet i wad na swojej robocie się znali i zawsze się wywiązali. Choćby i przy świeczce, to co zaplanowane było wykonane i tu muszę zaznaczyć , że musiało być wykonane, biorąc pod uwagę charakter mojego ojca.
My, jako dzieci na niewiele się zdaliśmy i w niewielu robotach pomoc nasza mogła być wykorzystana.Naszym zadaniem było za zwyczaj robienie porządków po zakończonej robocie.Zamiatanie, znoszenie ubitych cegieł w jedno miejsce i jakieś tam polecenia typu " przynieś , podaj, pozamiataj". Często zabierałam resztki zaprawy,która pozostawała ze zmiotków, bądź robiłam swoją własną wedle swojej receptury i zanosiłam pod modrzewia. Udawałam bawiąc się, że swój dom buduję czy jakieś tam schronienie.
Był to czas budowy garaży z kurnikiem na piętrze.Obiekt zupełnie nowy, nie remontowany co ważnym jest, bo zwyczajem mojego ojca było robienie "nowego ze starego".Nie wiem jaka to była okoliczność czy okazja, zresztą okazja być przecież nie musiała, ale mój ojciec poczęstował swoich pomocników "mocniejszą" wodą. Na budowie było coraz to głosniej i weselej. Słychać było donośne śmiechy i pogwizdywania.Robota szla coraz to raźniej, ale chęci do niej było coraz to mniej.
W pewnym momencie maister Jozef stwierdził, "że koniec i mają święto, a co dziś nie zrobione to jutro nadrobią". Było wczesne popołudnie.Słoneczko jescze trochę miało drogi na zachodnią stronę ale słowa Jozefa , stanowcze powiedziane zostały i ojciec nic mu się nie sprzeciwiał.
Zasiedli na schodach co do domu prowadziły i jeli opowiadać sprośne historyjki i kawały zapijając każde opowiadanie miarką wódki, czy wina domowej roboty.
Ujcowi Jozefowi nie dawały spokoju indyki, co na kalenicy szopy każdą noc siadywały i nie było żadnego sposobu by zagonić ich do chlewka gdzie swoje miejsce do spania miały.
- kaj te pierony włażą -mówił, kurząc papierosa marki "Sport" i kaszląc przy każdy zaciągnięciu - czy miejsca nie mają na spanie?
- no pomyśleć, że w głowie się im nie zawróci i nie spadną z tego dachu - dorzucił Koperita
- a to potwory jedne, tam sobie grzędę zrobić i na świat z wysoka patrzeć.To ci gizdy zatracone - trapił się ujec Jozef.
- A jo ci powiem, że one tam dzisiaj nie wyjdą i grzecznie na ziemi spać będą- powiedział donośnie i jął głośno śmiać się z tego co sam powiedział koperita.
Panowie rozochoceni byli coraz to bardziej i na usilne prośby i szantaże , ojciec donosił im raz po raz nowe partie trunków. Im było już wszystko jedno co piją byle by pili ! Jednak co jakiś czas Koperita wstawał i odchodził niby to za potrzebą. Przychodząc minę miał coraz to weselszą i głupszą. Nie wyjawiał dlaczego tak często wstaje i za potrzebą idzie.
- chory jakiś , czy co ? - powiedział bełkoczącym głosem ujec Jozef , kiedy jego towarzysz znowu oddalił się z miejsca biesiady.
Słoneczko już doszło do swojego celu i zaczęło ze spokojem zachodzić za horyzyzont kiedy z szopy rozległ sie donośny głos mojej mamy
- Jezusie, Gustaw , indyki pozdychały - w głosie mamy było tyle rozpaczy, jakby ktoś bliski umarł. Lament nad tym , że taka szkoda wielka, i że tyle pieniędzy przepadło i roboty i jedzenia dla nas wszystkich.Mama wołała głośno ojca, ale ten zajęty był dyskusją z ujcem i Koperitą na tematy polityczne, co było zwiastunem szybkiego końca imprezy.Bo gdyby śpiew słychać było to jeszcze długo balanga by trwała.
Na miejsce indyczej tragedii przybiegła babka moja i zaczęła lamentować jeszcze głośniej niż mama, doszukując się choroby, albo uroku przez kogoś rzuconego na nasze ptactwo albo jakiegoś przekleństwa, że aż cztery dorodne sztuki leżą i nie są w stanie skrzydłem ruszyć.Spoglądały tylko błagalnie jednym okiem by już był ich koniec i ktoś się zlitował i zakończył ich męki piekielne.Jeden leżał wyprostowany z rozciągniętymi skrzydłami jak w locie a nogi zdawały się dwakroć dłuższe niż w rzeczywistości. Proste przy tym były jak najprostsza szyna kolejowa a blade jak bielejące czereśnie przed dojrzewaniem. Coż było pcząć . Indyki były i indyków nie ma. Mama stwierdziła, że jutro wszystko zostanie uporządkowane i zakopie się ptactwo gdzieś na "ptasim cmentarzu". Obraz zdychających indyków nie był jeszcze tak tragiczny jak obraz murarskich fachowców leżących na schodach i stękajacych z nadmiaru upojenia. Ojca tam nie było bo coś przy psie robił.Tłumaczeniem lepszej kondycji ojca jest to, że On donosił napoje i wiele kolejek Go minęło.
Dzień drugi.
Jak wygląda ranek po takich przejściach można sobie tylko wyobrazić. Ujec Jozef pił kawę i nawet głowy do góry podnieść nie umiał, ojciec często przebywał w toalecie a Koperity nie było, widocznie wziął nadliczbówki.Jednak moja mama dziwnie była spokojna. Nie marudziła ojcu , tylko tak troszeczkę, że takie pijaństwo odprawili, że robota nie zrobiona, że kto to widział takie imprezy robić jakby cała budowa zakończona była. Ani słowa o indykach, o tragedii jaka nas wszystkich spotkała. Nie śmiałam pytać, bo bałam się, że przywołam smutek i lament będzie tak wielki jak wczorajszego wieczoru.Nie mogłam tego jednak nie sprawdzić i czym prędzej pobiegłam na miejsce wczorajszej indyczej tragedi. Nie omal wrzasknęłam z przerażenia , indyki żyły. W prawdzie siedziały bo chodzić nie mogły ale wszystko wskazywało na to , że urok na nie rzucony ustąpował i wszystko wracało do normy. Krótko mowiąc indyki wyglądały dokladnie tak jak ujec Jozef dzisiejszego ranka, pijący kawę.Patrzyłam na te opierzone stworzenia i dziwiłam się , że tak szybko wracają do zdrowia i kondycji. Nagle usłyszałam donośny krzyk mamy:
- Jezusie czyje to zęby ?
Wybiegłam z indyczej szopy i patrzę jak moja mama z psiej budy wyciaga czyjąś sztuczną szczenkę . Oniemiałam bo wtedy nie miałam pojęcia , że to urządzenie jest zastępcze i można je z ust wyciągać.Dla mnie było to większym zaskoczeniem niż zmartwychwstanie indyków.
Po wielu latach dowiedziałam sie czyja to była sztuczna szczęka. Natomiast faktem jest , że indyki na dach przez dwa dni wejść nie mogły. Pierwszy dzień z powodu stanu wskazujacego. A dnia drugiego z powodu kaca.Jednak prawda została odkryta. Koperita namoczył im ziarno w wódce. Z początku podobno nie chciały jednak gdy spróbowały nie mogły odejść od karmidła, tak im to smakowało. Kilkanaście dni póżniej też nie mogły wejść, ale to z zupełnie innego powodu .Leżały tak samo wyciągnięte ale na brytwannach i bez piór.
Zawartość nowej strony |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
 |
|
E-meil |
|
|
|
|
|
 |
|
Kim jestem? |
|
|
|
|
|
|
Chciałam w tym okienku opowiedzieć o sobie.Ale...zrezygnowałam.Wystarczy wejść na kilka podstronek i wszystko się wyjaśni. |
|
|
|
Dzisiaj stronę odwiedziło 45440 odwiedzający |